O stekach i wolności chrześcijańskiej

Podobno wiara chrześcijańska gigantycznie ogranicza człowieka, odbiera mu wolność, narzuca swoje zasady. Wierzyć - znaczy wyrzec się wszystkich przyjemności, które czekają na nas w życiu. Ba, to jak więzenie, do którego świadomie się wchodzi i już nie ma odwrotu! Albo psychiatryk, w którym podawane są leki, żeby pacjenci już nigdy nie wrócili do dawnego życia. Lub - sekta, która kieruje Twoimi wyborami. A Ty jesteś takim Tomem Cruisem, od którego odeszła żona, bo już nie mogła psychicznie tego wytrzymać.


STEK BZDUR


Wierzysz, bo chcesz wierzysz. Nie dlatego, że musisz. Wiara to deklaracja przede wszystkim w sercu, a nie na piśmie. Nikt nie stoi nad Tobą z łopatą i nie pospiesza w decyzji. Okej, nie decydowałeś sam o tym czy będziesz ochrzczony, ale przecież nawet po chrzcie tysiące osób deklaruje się jako niewierzące, więc.. nikt Ci nie może zabronić zrezygnowania z wyboru Twoich rodziców. Podkreślam: tutaj nikt Ci niczego nie zabrania, bo wierzy się w sercu. Ludzie mogą wtargnąć do Twojego mieszkania, ale serce jest miejscem, do którego tylko Ty masz dostęp. Wierzysz, bo chcesz być szczęśliwy. Tak naprawdę bolą Cię zasady, jakie niesie za sobą chrześcijaństwo. Ale jeśli reguły wiary są przepisem na szczęście to dlaczego masz czuć się obdarty z wolności? Wiara to lekarz, który wypisał Ci receptę.

Wolność pomimo zasad

Czy wolność jest wtedy, gdy możemy robić to co nam się żywnie podoba? Czy jest to spełnianie naszych kaprysów? Poczucie, że możemy wszystko, bo nikt nam nic nie zabroni? I wreszcie - czy jest to życie bez zasad, bo zasady ograniczają wolność? Głuptasie, żyjemy w społeczeństwie. A to już świadczy o tym, że jakieś zasady mamy narzucone. Więc nawet jeśli pokażesz pupę prezydentowi - nie staniesz się wolny, bo przyuważy to straż miejska i posądzi Cię o ekshibicjonizm. Poza tym - wg mnie człowiek inteligentny wymaga od siebie, stawia sobie jakieś granice, wyznacza cele. Tylko ludzie głupi i niedojrzali chcą podążać wyłącznie za emocjami, na których niczego silnego nie zbudują. Będzie fajnie tylko przez chwilę. Potem czegoś zaczyna Ci brakować - może właśnie tych zasad, które wcale nie były ograniczeniem, a po prostu pozwoliły Ci odróżnić dobro od zła? Może 10 przykazań bożych, których nauczyłeś się na pamięć w podstawówce nie są takie głupie, a gwarantują Ci jakiś spokój, że żyjesz wg czegoś dobrego i dążysz do czegoś dobrego? Bo ktoś dobry je stworzył. I wcale nie są ograniczające?

Wolność względem siebie

Wiecie kiedy czułam się naprawdę wolna? Nie wtedy, gdy skakałam z gigantycznej skały na Malcie. Nie wtedy, gdy rzuciłam pracę. Nie wtedy, gdy zerwałam z chłopakiem (a przecież właśnie zyskałam status: wolna!) Nie, gdy dużo imprezowałam i piłam. To wszystko to tylko chwilowe poczucie wolności, może nawet trochę złudne, bo potem wraca się do rzeczywistości i problemów. Prawdziwie wolna czułam się na pielgrzymce. Dwanaście dni marszu, bez facebooka i telefonu, bez ładnych ubrań i strojenia się przed wyjściem. Bez ekspresu do kawy, listy biedronkowych zakupów, problemów na głowie. Bez martwienia się co będę jadła i piła, jak sobie poradzę, co myślą o mnie inni. Dwanaście dni przemierzania wsi i małych miasteczek, doświadczania bezinteresownej dobroci, zgody z naturą, spania w namiotach, jedzenia chleba z pasztetem i ogórkiem, wzajemnego podawania wody siostrom i braciom, którzy idą obok Ciebie (bez moje-Twoje, jemu podam-jemu nie podam). Pielgrzymka jest 12dniowym obrazem tego jak powinno wyglądać nasze kilkudziesięcioletnie życie - ma być pełne zaufania i wzajemnej pomocy, z deszczem i słońcem (problemami i radosnymi chwilami), zastanawianiem się nad sobą, pracą nad sobą, życiem w czystości serca. Czułam się wolna, bo wyznaczyłam sobie jakiś cel, dążyłam do niego, bo chciałam. Żyłam w zgodzie z zasadami, jakie sama sobie narzuciłam.

Wolność to wybór nakładania na siebie jakiegoś ograniczenia




Related Posts

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anna Słapek. Obsługiwane przez usługę Blogger.