Tak serio: co nam dała śmierć Jezusa na krzyżu?

Dla części z nas najważniejszym świętem w roku jest Boże Narodzenie. Wszystko za sprawą otoczki, która wokół niego jest tworzona - lampki oświecające miasta, prezenty świąteczne, wigilijne potrawy, nastrojowa muzyka "Last Christmas" i "Love you need is love". To takie duże urodzinowe przyjęcie, na które zaproszony jest cały świat. Trochę inaczej jest z Wielkanocą. Jezus umarł na krzyżu. Za nas. Tylko czy wiemy co to dokładnie znaczy?



Nie mogę sobie przypomnieć uroczystości wręczenia odznaki za wybitny czyn, która miałaby miejsce w atmosferze urodzinowej zabawy. To raczej podniosła chwila, bardzo duchowa, poważna, dająca do myślenia, pełna skupienia i wzruszeń. Nie zobaczymy na billboardach zdjęcia odznaczonego, nie usłyszymy piosenki dla niego w radiu. To raczej świętowanie przez uroczyste celebrowanie. Tak właśnie traktuję Wielkanoc. Odznaczonym jest Jezus, który przeszedł niesamowicie ciężką drogę, żeby nas Zbawić. Drogę tę przemierzał po ludzku, w cierpieniu i męce. Nie dostał magicznej siły uwalniającej go od bólu. Skromny cieśla zrobił dla nas coś, o czym mówi się już od ponad 2000 lat. Niestety w nagrodę dostaje często jedynie ciche "nie czuję tych świąt".

Wielkanoc nie jest kwestią "czucia"

Naszym zadaniem jest wejść w tym czasie w głąb siebie i zrobić tam porządek, a nie wymagać od innych, żeby stworzyli jakąś magiczną, niepotrzebną atmosferę. To nie urodziny. Tysiące razy patrzymy na krzyż w kościele jak na chodnik podczas spaceru. Może teraz jest najwyższy czas, żeby uświadomić sobie co naprawdę, historycznie za tym krzyżem się kryje. Ktoś naprawdę dźwigał niesamowicie ciężkie bale drewna, upadał pod wpływem kpin i poniżeń, a potem cierpiał, bo wbijano mu gwoździe w ciało (a my mdlejemy na widok strzykawki!) Jeśli wierzymy dojrzale to wiemy, że nie jest to tylko teoria wbijana nam od małego do głowy, ale realna, rzeczywista droga krzyżowa człowieka, która podzieliła oś czasu na "przed narodzinami Chrystusa" i "po".



No dobra: ale po co?

Bóg w Starym Testamencie (przed narodzinami Chrystusa) ma dwie główne cechy: jest surowy i sprawiedliwy. Za to ludzie, obarczeni grzechem pierworodnym i wolną wolą, która nie zawsze kierowała ich w dobrą stronę - nie mieli możliwości być w pełnej miłości z Bogiem. Na świecie było dużo, dużo zła. Właśnie dlatego często składano ofiarę Bogu - ludzie chcieli odkupić swoje grzechy (my dzisiaj idziemy do spowiedzi, wtedy zabijano baranka lub kozła). Niestety „wszystkie ofiarnicze środki ludzkości, wszystkie wysiłki tego świata, mające na celu pozyskanie Boga przez kult i rytuał, skazane były na niepowodzenie, bowiem Bóg nie pragnie ani kozłów, ani byków, ani żadnych rytualnych ofiar. (...) Dla niego liczył się człowiek." I właśnie dlatego Bóg zesłał Jezusa - miał pełnić rolę "baranka ludzkości", czyli jedynej ofiary godnej przebaczenia całego zła, jakie uczyniły pokolenia. Bo zbawienie ludzkości to w pierwszej kolejności zniszczenie ich grzesznej postawy i rozpalenie w nich na nowo żaru autentycznej, bezgranicznej miłości. Taką miłość mógł pokazać tylko Jezus.

Co nam to dało?

A) Mamy szansę na taką relację z Bogiem, jaką mieli Adam i Ewa przed grzechem pierworodnym. Odkupiliśmy ten grzech ofiarą w postaci Jezusa. Każdy z nas może teraz z uśmiechem na twarzy podążać do nieba :)

B) Co niedzielę możemy zobaczyć bezkrwawą ofiarę Jezusa (jego ciało) w postaci Eucharystii, a TAK RZADKO TO DOCENIAMY! Dzięki przyjmowaniu "opłatka" jednoczymy się z nim. „Bierzcie i pijcie z niego wszyscy: To jest bowiem kielich Krwi Mojej nowego i wiecznego przymierza, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. To czyńcie na moją pamiątkę”.

C) Dowód na to, że człowiek nie zawiedzie się, jeśli bezgranicznie zaufa Bogu. Będzie cierpiał, ale otrzyma to, co zostało mu obiecane. Jezus był człowiekiem, typowym Kowalskim (no dobra, ale bez grzechu!), który czuł ból i strach. Mimo wszystko zaufał.


Related Posts

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anna Słapek. Obsługiwane przez usługę Blogger.