Idź na pielgrzymkę. Dostaniesz tyle dobra, że poryczysz się jak dziecko

Żyjesz sobie w tym dużym mieście, otacza Cię hałas i reklamy. Praca, dom, związek lub nie, wszystko na szybko, bez większych przemyśleń. Nie wierzysz w dobroć i bezinteresowność ludzką, bo ludzie Cię skrzywdzili i zawiedli, a media na każdym kroku wyciągają afery i tragedie. Komercja czai się z przodu, z tyłu, z boku. Atakuje hasłami KUP TERAZ, więc dostajesz sygnał, że potrzebny jest Ci portfel pełen gotówki. Pieniądze stają się ważne lub najważniejsze. Stopniowo zaczynasz myśleć, że nie ma sensu żyć w dzisiejszym świecie, bo jest zły i zakłamany. Musisz wyjechać, bo jedynie ucieczka z tego chorego kraju pozwoli Ci być szczęśliwym.

BZDURA. NIE SZUKASZ DOBRA, TYLKO PRZYZWYCZAJASZ SIĘ DO SLOGANÓW, ŻE GO NIE MA.

Zdjęcie: Przemysław Zieliński, WAPM 2014
Idź na pielgrzymkę i zafunduj sobie potężną dawkę dobroci, wiary, miłości, wolności. Poryczysz się jak dziecko, gdy zobaczysz mieszkańców wsi, którzy stoją przy drodze cały dzień, żeby dać Ci wodę i robioną całą noc drożdżówkę. Zachwycisz się spokojem, który będzie Ci towarzyszył po odcięciu się od telefonu i komputera. Dasz się ponieść piosenkom o Bogu, które będą śpiewane z ogromną radością i szczerością, przez ludzi starszych i młodszych, umiejących śpiewać i nie. Zakochasz się w dobroci okazywanej przez każdego brata i siostrę z pielgrzymki, którzy widząc, że nie dajesz sobie rady wezmą od Ciebie plecak i będą nieść dwa przez 40 km. Napełnisz się wiarą, że Twoje życie ma sens, bez względu na to jakie by nie było. Dostrzeżesz, że Twoja obecność na pielgrzymce nie jest przypadkiem. Pokochasz Boga za to, że on naprawdę istnieje, mimo że tak często tracisz wiarę w jego obecność.

Pielgrzymka to kilkanaście dni drogi po 30-40 km dziennie w pełnym słońcu lub deszczu. To spanie w namiocie lub w stodole na obcych gospodarstwach, jedzenie chleba z pasztetem i ogórkiem, picie kompotu i hektolitrów wody. Załatwianie się w toytoyach i w lasach, ocieranie potu z czoła i odganianie owadów podczas postoju przeleżanego na karimatach. Jednak jesteśmy głodni i dostajemy jeść. Jesteśmy spragnieni i dostajemy pić. Za darmo, bezinteresowanie. W biegu sięgamy po rzeczy, które dają nam ludzie, zaspokajamy swoje podstawowe potrzeby. Nie ma znaczenia jak kto wygląda i ile waży, czy jest mechanikiem czy profesorem. Jesteśmy dla siebie bratem i siostrą, obdarzamy się szacunkiem i troską, mimo że się nie znamy.


Pielgrzymka to bycie brudnym fizycznie, ale niesamowicie czystym psychicznie. Zaczynamy rozumieć, że bardziej liczy się to co wewnątrz niż na zewnątrz. Decydując się na kilkanaście dni wędrówki ofiarujemy swój pot i zmęczenie Bogu. Tylko po to, żeby nami potrząsnął, obdarł z materializmu, narcyzmu, zamartwiania się nieistotnymi rzeczami. Napełnił zaufaniem i wiarą - w niego i innych ludzi.

Żaden trening motywacyjny, joga czy tysiąc innych sposobów na odzyskanie życiowego powera nie da nam tyle co pielgrzymka. Polecam ją każdemu - biednym, żeby w siebie uwierzyli i zrozumieli, że mogą dokonać wielkich rzeczy. Bogatym, żeby pogłębili swoją duchowość, która często zrzucana jest na drugi czy dziesiąty plan w codziennym życiu. Trudnym życiu, bo zazwyczaj otaczają nas osoby bez większych przemyśleń, wartości, planów. Idących za błędnie interpretowaną wolnością i przyjemnościami, które nie mają żadnych ustalonych granic. A przecież prawdziwa przyjemność i wolność to świadome, samodzielne stawianie sobie ograniczeń, dzięki którym możemy być fantastycznymi ludźmi!


Related Posts

2 komentarze

Anna Słapek. Obsługiwane przez usługę Blogger.