Młodzi, zróbcie raban!


Świat sugeruje, żeby na co dzień chować wiarę w domach. Nie obnosić się z nią w szkołach, pracy, urzędach. Nie rozpoczynać rozmów o wierze w towarzystwie. W lipcu 6 kontynentów przyjechało do Krakowa i wyciągnęło ją na ulice. Dumnie eksponowało wartości i emanowało wypływającą z nich radością. Wiara wyszła na (boże) pole i pierwszy raz nie byliśmy krytykowani za "średniowieczne poglądy". Bawiliśmy się bosko.

ŚDM Festival

Chciałam napisać, że Franciszek był gwiazdą wieczoru, ale tak naprawdę schował sie na drugi plan. Mam wrażenie, że pokazał nam, młodym, że to my jesteśmy armią Boga i cokolwiek by powiedział - to my musimy walczyć o wiarę w miejscach, w których żyjemy. "Nie bądźcie kanapiarzami, zróbcie raban". Więc zrobiliśmy, co widać było podczas spaceru między sektorami. I może nie wszyscy mieli miejsce na złotej płycie, ale to nie miało znaczenia. Widzieliśmy wszystko na telebimach, słuchaliśmy tłumaczenia przez słuchawki w radiu. A w niedzielę po ostatniej Eucharystii zabraliśmy Boga i plecaki do domów. Znajdujących się w różnych częściach świata.






Po co to wszystko

Światowe Dni Młodzieży to przede wszystkim spotkanie młodych o takich samych poglądach, spojrzeniu na życie i drugiego człowieka. To radość z obdarzania obcych ludzi zaufaniem, które na co dzień boimy się fundować nieznajomym. To brak wstydu ze śpiewania piosenek o Bogu na ulicach. To duma, że ze swoim staroświeckim patrzeniem na miłość, wiarę i życie nie jesteśmy sami, ale stanowimy część ogromnej siły, którą reprezentowało 2mln osób na krakowskich brzegach.







Podziękowania

Media nie mówią o tych, którym podziękowania najbardziej się należą. Mało kto wie, że każda grupa pielgrzymów była kierowana przez osoby, które dzień i noc spędzały w punktach przy Kościołach. Nie mieli nawet czasu zobaczyć Franciszka. Byli nocnymi stróżami, szoferami, tłumaczami, kwatermistrzami. I przede wszystkim skromnymi ludźmi, którzy robili to nie oczekując nawet "dziękuję". Media nie mówią o tych mieszkańcach miasta, którzy gościli kilka/kilkanaście osób w swoich domach, przygotowując śniadania, obiady, kolacje i otwarte na pomoc serca. Do swojej harmonii domowej wpuszczali brudnych, zmęczonych, nie mówiących po polsku młodych, którzy na wstępie dostawali zupełnie za darmo ogromny pakiet zaufania.

Rodzina Chwajów, która gościoła Polaków i Chorwatów
Media nie mówią o tych, którzy w drodze na krakowskie Brzegi wystawiali wodę i drożdżówkę, żeby umilić godzinną, pieszą wędrówkę w pełnym słońcu do Franciszka. Ani o tych, którzy zbawiennie pryskali nas wodą ze szlauchu (kto był - zrozumie ile taki prosty gest znaczy).




Skoro media nie dziękują to ja piszę głośne - DZIĘKUJĘ.

Related Posts

2 komentarze

  1. Choć ci wszyscy tego nie przeczytają, to i tak fajnie, że im dziękujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Woda ze zraszacza! Nie zapomnę. Było genialnie, pomimo kiepskiej komunikacji miejskiej. Ale w sumie co się dziwić, tyle ludu...

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie - w nieco innym tonie: bezsensacji.pl

    OdpowiedzUsuń

Anna Słapek. Obsługiwane przez usługę Blogger.